tekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywny

niedziela, 22 października 2017

Choroba nr 21323....

Nie odzywam się znowu, wiem, że są osoby, które mają do mnie żal o to i namawiają mnie do pisania. Jednak z tego powodu, że u Haru wciąż kompletnie nic nie wiadomo, wizyta u neurologa nic mi nie dała, u kardiologa też, a przed nami dalsze badania to nie mam co Wam opowiadać... Bardzo Was za to przepraszam i obiecuję się zrehabilitować!

Niedługo pojawią się jakieś poradniki i recenzję, bo muszę się za siebie, a raczej za bloga zabrać. Na pewno pojawi się tematyka kamienia nazębnego, opis pewnej kliniki, jak sobie radzić z problemami stomatologicznymi. Potem myślę o recenzji psyllium, bo nie ma takiej nigdzie, a uważam, że jest to produkt wart zainteresowania i na pewno trzeba go nieco szerzej opisać. Dzisiaj jednak zapraszam Was do obejrzenia trochę zdjęć moich i Moniki. Nie mogąc nigdy zabrać Haru gdzieś poza granice mojego terenu postanowiłam zasadzić "pole" wrzosów, aby mieć wreszcie wyjątkowe zdjęcia mojego rudzielca! Z końcowego efektu nie jestem aż tak zadowolona, ale ocenicie sami.





niedziela, 20 sierpnia 2017

Być kociarzem

Koty w moim domu były od zawsze, odkąd pamiętałam wałęsały się po podwórku w dużych ilościach, a ja dzielnie im towarzyszyłam. Pierwszego "własnego" kota dostałam w wieku 4 lat, pamiętam jak urodziła się w stajni przy krowie, moja Kinia żyła ze mną jakieś 12 lat. Oczywiście w międzyczasie było mnóstwo innych kotów, rodzonych u mnie, a później także znajdowanych i odratowanych. Całe moje życie kręciło się wokół nich, w szkole podstawowej nauczycielka kupiła mi rękawiczki do zabawy z kotami, bo zawsze miałam tak podrapane ręce. W gimnazjum postanowiłam wyjść na wyższy szczebel mojego zaangażowania w koty i postanowiłam zająć się rasowymi. Dzisiaj mija 10 lat odkąd podeszłam do sprawy nieco bardziej profesjonalnie i z każdym dniem zaczynam mieć wrażenie, że ja nie jestem kociarzem ogólnie rozumianym przez społeczeństwo. Często powiedziałabym wręcz, że taki typowy "kociarz" jest dość denerwującym osobnikiem od którego raczej trzymam się z daleka. Coraz bardziej uciekam od kociego środowiska, zwyczajnie to wszystko zaczyna mnie męczyć, człowiek się rozwija i ciągle dochodzi do nowych wniosków, jednym z nich jest fakt, że oddalam się od moich hodowlanych planów, ambicji związanych z wystawami i wszystkim tym co jeszcze kilka lat temu miało dla mnie znaczenie. Dlaczego?

Po pierwsze - "koty są jak chipsy, nigdy nie kończy się na jednym". To chyba typowe motto każdego kociarza. Nigdy nie rozumiałam dlaczego uważa się, że im więcej kotów tym lepiej, każdy się dziwi, że ja mam akurat jednego. Jeden to czasami za mało i dla mnie, ale posiadanie więcej jak 3 w mojej aktualnej sytuacji życiowej i tak byłoby nierealne, ogólnie nie wyobrażam sobie posiadania większej ilości niż 5, ale tej raczej nigdy nie osiągnę. Zastanawiam się skąd ta predyspozycja do kolekcjonowania kotów, nie mówię tutaj o hodowcach, ale raczej o ludziach, którzy w swoich domach mają kastraty. Trudno mi uwierzyć, że pracując/studiując, mając swoje obowiązki, a do tego rodzinę ma się jeszcze czas, aby każdego dnia poświęcić czasu kilku/kilkunastu kotom. Ja miewam dni kiedy trudno mi znaleźć wystarczająco czasu dla Haru, czasami tylko odezwę się do niego parę słów, zrobię co mam zrobić i dopiero jak się kładę do łóżka to mam czas, aby go chociaż przytulić. Co dopiero jakbym miała pięć takich kotów! Co gorsza, całkiem rozkłada mnie na łopatki kiedy ktoś na małym metrażu ma dużo kotów, to całkowite nieposzanowanie dla kociej natury! Czy naprawdę można kochać te zwierzęta i zapomnieć o tym, że nie są stworzeniami stadnymi? Że każdy z nich potrzebuje chwili spokoju i izolacji od innych? Że jedna kuweta i mały drapak to stanowczo za mało? Potem szok, bo kot sika na łóżko, pewnie złośliwie!

Druga sprawa - "kot to indywidualista, niczego go nie nauczysz, będzie zawsze robił to co chce!". To dopiero niezła bzdura, nagle sobie przypominają, że kot jest indywidualistą (szkoda, że w moim pierwszym punkcie jakoś zapominają). Naprawdę, nic mnie tak nie zaskakuje jak ludzie, którzy dają kotom dosłownie wejść na głowę. Kot je kiedy chce, wychodzi gdzie chce, w nocy nie daje spać, wszystko zrzuca/niszczy/zjada, a właściciel rozkłada ręce, bo przecież jak tu biednemu Wąsikowi nie pozwolić! Odpowiedzi na takie problemy? "Jak ci nie pasuje to nie bierz kota/taka jest kocia natura...". Świetne rady, wygląda na to, że typowy kociarz sądzi, iż kot jest za głupi, aby pojąć, że w domu w którym żyje panują dość jasne reguły. Otóż zaskoczę niektórych, ale nie! Kot potrafi nie wychodzić na stół, potrafi nie zjadać wszystkiego co zobaczy, ba, nawet sypia w nocy, serio! Przez ten chory pogląd na te wyjątkowe stworzenia zostawia się je samopas i skazuje na nudę. Przecież z kotem nic nie można robić, trzeba go okazjonalnie pogłaskać, dać jeść i posprzątać w kuwecie, a reszta? Niech robi co chce, to w końcu indywidualista! Najlepsi są ci co mówią o niektórych rasach, że są niby psie. Właściwie prawie w każdej rasie znajdzie się hodowca, który przedstawia swoją rasę jako psią. Kurcze, ludzie, chcecie psa? To go sobie kupcie, a nie szukajcie w kocie psiego charakteru. Wiecie czemu tak mówią? Bo jak się kotu poświęci więcej czasu, czegoś się go nauczy, zobaczy w nim towarzysza to w niczym nie jest gorszy od psa. 

Ostatnia rzecz, żeby Was więcej nie męczyć... to ciągłe gadanie o swoim kocie. Ja też kocham mojego Haru, jest moim życiem, pasją i w ogóle! Ale nie nawijam o nim non stop, kiedy dzwoni do mnie jakiś kociarz bądź się z jakimś widzę to po prostu nawija, nawija i nawija co ten kot wyczynia. Tylko słyszę "a wiesz, bo wczoraj mój Wąsik nie chciał jeść tej puszeczki", a za chwile "słuchaj, a wiesz jak wczoraj rozkopał mi żwirek w kuwecie? No masakra!". Uwielbiam dyskusje, kocham je wręcz! Nic tak nie rozwija człowieka jak pasjonująca rozmowa, ale rzeczowa! O tym co robi mój kot chętnie porozmawiam z najbliższą mi osobą, o ile zrobi coś odbiegającego od normy. Natomiast nie rozumiem zdawania relacji z każdego kroku własnego kota. Zwyczajnie mnie to nudzi, to nie jest żadna wymiana poglądów czy nawet doświadczeń. To najczęściej dyskusja dwóch osób, które się nawzajem nie słuchają, a tylko opowiadają co ich koty robią... 

Kończąc, pragnę powiedzieć, że nie miałam zamiaru nikogo obrazić. Zwyczajnie miałam ochotę wyrazić jakiś tam mój pogląd na te kocią sprawę. Podzieliłam się nieco z Wami moją refleksją o byciu kociarzem. Często słyszę rozmawiając z innymi, żebym się nie wypowiadała, bo mój kot to nie kot. Nie mogę więc nic ciekawego wnieść do rozmowy, bo przecież mój Haru jest zbyt nienormalny, a inni po prostu wolą narzekać i wymyślać coraz to dziwniejsze teorie o kotach. To tyle, miłego wieczoru!

niedziela, 6 sierpnia 2017

Franken Prey

Ostatnio na jednej grupie facebook'owej była dyskusja o kocie, który nie lubi suplementów, ale właścicielka bardzo chciałaby, żeby jadł BARF'a. Pomyślałam, że podpowiem mój sposób, który fachowo określa się jako Franken Prey. Na czym on polega? Chodzi o to, że tworzy się takiego frankenstein'a z różnych części zwierząt, może być też z jednego, ale ogólnie nie daje się całego zwierzaka, bo zwykle chodzi o większy zwierzyniec jak kozy, owce, konie, itp. Kupujemy np. cielęcy móżdżek, owczą nerkę, kozi ozór i różne rozmaite podroby tworząc właśnie rekonstrukcję całej ofiary. Dla kotów chorych, które nie mogą jeść kości dodajemy jakiś suplement wapnia jak skorupki z jaj, węglan wapnia czy cytrynian wapnia, do tego zawsze dbamy o taurynę, bo jej jest zawsze za mało. Poza tym ja dodaję też jedno żółtko na jeden kilogram mięsa i jeżeli nie karmimy eko mięsem to dbamy o kwasy omega 3 w postaci oleju z łososia czy kryla. Teoretycznie stworzenie takiego posiłku jest prostsze, bo nie ma tutaj liczenia, kalkulatorów, itp. Jednak jak się okazuje ludzie niechętnie decydują się na taki model, dlaczego? 

O wiele popularniejszym modelem jest Whole Prey, czyli kupowanie kotom myszy, szczurów, przepiórek, małych królików, albo cokolwiek co waży do 200g. Zwykle najłatwiej je dostać w postaci karmówki dla węży, jest sporo sklepów internetowych, które gwarantują wysyłkę takich zamrożonych gryzoni czy kurczaków jednodniowych. Są usypiane dwutlenkiem węgla, a następnie mrożone, nikt nie podaje żywych zwierząt! Ja nie podaję, bo takie jedzenie chociaż jest najlepsze zawiera bardzo dużo fosforu, którego w diecie Haru musi być jak najmniej. Mam nadzieję, że mój kolejny kot będzie mógł raczyć się myszkami czy małymi królikami. 

Wracając jednak do FP, wiem, że jest wiele osób, które wcale nie chcą karmić przy pomocy kalkulatora, nie mają ochoty kupować z 10 rodzai suplementów i każdy odmierzać na wadze jubilerskiej, wiem, że są osoby, które zwyczajnie w to nie wierzą. Wszystkim takim osobom polecam właśnie ten model żywienia, jest jednak jeden problem. O ile karmiąc naturalnymi suplementami czy gotowymi preparatami to ktoś decyduje za nas ile czego podać to przy franken prey musimy mieć jakąś nieco bardziej zaawansowaną wiedzę. Ok, o co dokładnie chodzi? Mój sposób jest chyba najprostszy i wydaje mi się najpewniejszy, ja po prostu u chłopa kupuję całą zwierzynę, którą najczęściej albo sama patroszę, albo dostaję z wszystkimi podrobami i głową w oddzielnej siatce. Wykorzystuję wszystko poza jelitami, żwaczem i treścią żołądka. Zawsze wydłubuję mózg i oczy, wyciągam śledzionę, przeponę, serce, nerki, grasicę (jak jest), płuca, tchawice, wątrobę, dwunastnicę, trzustkę, macicę/jajowody, jądra, itp. Następnie wykrawam mięso z kości, kroję podroby, wszystko mieszam, odrobinę mielę i dosypuję do tego węglan wapnia i żółtka jaj. Zwykle nie mieszam dwóch gatunków mięs, zdecydowanie wygodniej kupić mi jednego zwierzaka, którego Haru je przez jakiś czas. 

Rzecz jasna, można kupować oddzielnie mózgi, śledziony, wątroby, itp. poporcjować i dodawać do odpowiedniej ilości mięsa, ale nim się to zrobi wypadałoby zobaczyć proporcję. Często denerwuję się kiedy poleca się zwiększanie ilości podrobów, bo właściwie po co? Tak naprawdę wszystkie te podroby, które ja normalnie dodaję gubią się w ilości mięsa, to taki niewielki procent, faktycznie gdzieś 15% całego posiłku mięsnego. Nie bawię się też w liczenie wątroby, po prostu daję całą, jak miałam koze, której wątroba ważyła 800g to tyle dałam. Najłatwiej kupić całą tuszę z przynależnymi podrobami i samemu się przekonać jak to wygląda, dopiero po jakimś czasie można kupować oddzielnie podroby i jakoś komponować, przynajmniej według mnie. Karmię tak mojego rudzielca właściwie od początku mojej przygody z surowizną, jak po paru miesiącach musiałam wywalać ciągle mięso z suplementami i widziałam, że mój kot podchodzi do miski za karę to zaczęłam szukać alternatyw. 

Jakie są trudności? Pierwszą trudnością jest dostępność, po taką tuszkę nie idzie się do sklepu, trzeba ją kupić od osoby prywatnej, a najlepiej od tzw. chłopa. Jak znaleźć takiego dojścia? Ja zawsze polecam portal olx, tam można różne cudeńka wynaleźć. Do tego u mnie jest portal mojego regionu, tam znalazłam większość moich aktualnych dostawców, których bardzo sobie cenię. Dzisiaj też część zwierząt mogę hodować sama, więc mięso mam tym pewniejsze, podobnie jak jajka. Ok, wiem, że ludzie nie lubią czytać nie wiadomo jak długich tekstów, więc takie krótkie podsumowanie plusów i minusów karmienia. 

+ zdecydowanie zdrowsze (zwłaszcza jak mięso jest ekologiczne)
+ często smaczniejsze i chętniej jedzone przez koty
+ zwyczajnie tańsze (często takie podroby odpadowe są za darmo)
+ nauka anatomii
+ gryzienie dużych kawałków/kości

- trzeba pokonać własne obrzydzenie i uprzedzenie
- trzeba mieć dużą zamrażarkę i miejsce na rozbiórkę tusz
- trudno dostępne
- wymaga wiedzy

Byłoby bajką jakby ten model nie miał żadnych minusów, jednak rzeczywistość wygląda inaczej. Staje się on nieco trudniejszy, ale przy odrobinie dobrych chęci można kota karmić niemal tak naturalnie jakby to miał w naturze, a do tego gwarantuję, że o wiele bardziej posmakuje w czystym mięsiwie jak w milionach suplementów. Żeby jednak nie było, to nie jest tak, że jestem przeciwniczką klasycznego BARF'a, absolutnie! Po prostu ja wolę  ten sposób, mój kot również. 




wtorek, 18 lipca 2017

Zdrowie, ile cię trzeba cenić

...ten tylko się dowie, kto cię stracił. Moje życie obraca się w dużej mierze wokół zdrowia mojego Haru, minęło pół roku od ostatnich badań i znowu mamy powtórkę! Mogę się pochwalić, że początkiem lipca wykonaliśmy u dr Niziołka kontrolne echo serca. Dowiedziałam się, że chociaż komora się powiększyła to mamy polepszenie! Polega ono na tym, że światło w sercu również się powiększyło, a co za tym idzie krew jest lepiej pompowana. Oczywiście, usłyszałam, że to przypadek i zbieg okoliczności i nie mam się w ogóle z czego cieszyć! Bo za rok może okazać się, że jest dużo gorzej, w końcu HCM to nieprzewidywalna choroba! Jednak mimo całego tego ostrzeżenia następne echo serca zamiast za pół roku będziemy wykonywać za rok! 

Oczywiście, że dieta nie miała tutaj żadnego znaczenia! Po co ja podaję mojemu Haru taurynę czy l-karnitynę? W ogóle nie mają żadnego wpływu na pracę serca! To jakieś żarty przecież, l-karnityna wcale nie jest na pracę mięśni, a tauryna w ogóle nie wpływa na rozwój i pracę serca. Ale co ja się będę kłócić, jestem tylko zwykłym człowiekiem, który co gorsza nie ma żadnego wykształcenia w kierunku weterynarii. Jak zawsze z pokorą przyjęłam wszystkie słowa, ale wyszłam wiedząc, że i tak zrobię to co uważam za słuszne. 

Kiedy już myślę, że wszystko zaczyna się układać, zrobię tylko badania krwi i będzie ok to znowu przeżywam szok! Haru jakieś 3 miesiące temu miał dziwny "atak", spadł z półki na drapaku i zaczął się chwiać. Głowa chodziła mu na bok, wyglądał jakby dostał zawrotów głowy, a do tego tylne łapy chwilowo miały lekki niedowład, próbował uciekać potykając się o własne łapy. W ostatni piątek znowu miał miejsce podobny atak, ale tym razem na balkonie, różnił się też tym, że Haru zaczął miauczeć i wyraźnie bał się całej tej sytuacji. Już za pierwszym razem myślałam o neurologu, ale uznałam, że może uderzył się w głowę i był lekko zdezorientowany (to nie była duża wysokość), jednak przeczucie jak zwykle mnie nie myliło! Skoro historia się powtórzyła oznacza to, że coś faktycznie się dzieje. Pozostaje mi się udać do Wrocławia gdzie znajdę najlepszego specjalistę w zakresie neurologii i mieć nadzieję, że to nie jest poważna sprawa. Kieruję jednak do Was prośbę, jeżeli ktokolwiek spotkał się z nowotworem mózgu, padaczką, zapaleniem błędnika u kota to proszę, piszcie do mnie! Wszystkie możliwe informacje o objawach i diagnostyce na pewno się przydadzą. Do pozostałej reszty, proszę o trzymanie kciuków!  

Kończąc niezbyt optymistycznie przepraszam za rzadkie udzielanie się na blogu, zwyczajnie jestem pochłonięta innymi rzeczami i trudno mi myśleć o kolejnych notkach. 




czwartek, 25 maja 2017

easy B.a.r.F instrukcja

Jak się otwiera sklep to kluczowa jest reklama! Teraz szukam innych blogerów, ale sama przecież też mam kociego to postanowiłam i tutaj Wam nakreślić nieco stosowanie tego preparatu. W poniedziałek robiłam mieszankę dla rudzielca, wzięłam aparat, było słońce, a do tego otwarty easy B.a.r.F, więc zaczynamy! Mój niezawodny dostawca mnie zawiódł, bo nie przywiózł mi tym razem wszystkich podrobów i krwi, postanowiłam nieco wspomóc się gotowym preparatem. W menu mamy kozę! Wiem, że jeżeli miałabym tworzyć gotowe przepisy na pewno nie powinny być z kóz, a raczej z indyka, wołowiny czy kurczaka. Jednak ja nie chcę tworzyć przepisów, chcę, żeby każdy mógł się nauczyć robić to sam, bo według mnie ciężko się barfuje jeżeli nie ma się wiedzy. 

Czym dokładnie jest easy B.a.r.F możecie sobie sprawdzić tutaj i tutaj
Mój przepis:
  • koźlina 5508g
  • mózg kozi 88g
  • serce kozie 116g
  • nerka kozia 101g
  • wątroba kozia 258g
  • easy B.a.r.f basic 58,13g
  • węglan wapnia 35g
  • tauryna 15g
  • żółtka jaj 7 (ja użyłam 2 gęsie i 2 indycze)
  • kwasy omega 3 - olej z łososia/z kryla
  • węglowodany opcjonalnie


Zabrałam się najpierw za wykrawanie mięsa z kości, wyszła mi całkiem niezła ilość, bo kozy, które aktualnie kupuję są dość mięsnej rasy. Mam taki zwyczaj, że część mielę, zwykle są to najbardziej tłuste partie, których mój Haru za bardzo jeść nie chce. Do nich dodaję węglowodany (w moim przypadku do psyllium albo gotowane warzywo) oraz suplementy, zwykle taurynę, żółtka jaj i suplement wapnia, ale bywa, że właśnie i easy B.a.r.F się tam znajdzie. Po odmrożeniu dodaję do partii mielonej dużo wody oraz mączkę z kryla. Reszta krojonego mięsa pozostaje czysta bez suplementów, jest to wtedy zdecydowanie chętniej jedzone, więc jak już to ja suplementuje posiłki w skali dnia. Jeżeli chodzi o ilość czego w przepisie, ponieważ użyłam połowę kozy (druga część zawędrowała do mojego chrześniaka) to użyłam i połowę mózgi, połowę serca, połowę wątroby oraz jedną nerkę. W przypadku dodania easy barf'a jest tak, że daje się 10g na 1kg mięsa, tutaj z racji, że wyszło mi nieco ponad 5,8kg to dodałam te 58,13kg. Dla osób, które boją się tego typu liczenia polecam zaznajomić się z kocim kalkulatorem z Barfnego Świata. Jeżeli wszystko to wrzucicie do kalkulatora to podejrzewam, że witamina D będzie nieco ponad normę, faktycznie wątroby nie musicie dodawać tak dużo, ale ja daję jej całkiem sporo. Mój kot ma oznaczony poziom witaminy D w krwi, więc gdyby cokolwiek się działo na pewno bym się dowiedziała (badam x2 w roku).


Korzystam z wagi kuchennej, ale wiem, że sporo osób preferuje jubilerską, jest na pewno dokładniejsza. Na wadze od lewej mamy easy B.a.r.F, węglan wapnia oraz taurynę. Niestety, easy barf ma to do siebie, że naprawdę ciężko się go rozpuszcza w wodzie, poleciłabym używanie blendera, miksera czy coś w tym stylu, inaczej pozostają nierozbite grudki. Wiem jednak, że są koty (np. mój), któremu one nie przeszkadzają w niczym. Kiedy ja zaczynałam barfowanie ten preparat był dość popularny i trudno dostępny, nawet wtedy tzw. guru kociego barfa korzystały z niego jeżeli nie miały naturalnych suplementów, albo jak koty miały kryzys. Spójrzmy na skład:

Pektyna, Chlorek sodu, Chlorek magnezu

Białko surowe: 5,2%, Tłuszcz surowy: 0,6% , Włókno surowe: 0,2%, Popiół surowy: 38,5%, Sód: 12,8%, Magnez: 0,1%

Witamina A 303.000 IE, Witamina D3 30.300 IE, Witamina E / wszystkie rac-alfa-tokoferolacetat 6.780 mg, witamina B1 465 mg, witamina B2 364 mg, witamina B6 320 mg, witamina B12 3030 μg, biotyna 12 000 μg, kwas pantotenowy 900 mg, Niacyna 3.260 mg, kwas foliowy 84 mg, 3 g siarczan żelaza, 1,160 mg cynk, 280 mg Mangan z tlenku manganu, 56 mg Jod z jodek wapnia, 200 mg miedź z siarczaniu miedzi

Nie jest on jakoś szczególnie naturalny, nie mamy tutaj sproszkowanego żółtka jaj czy alg, można założyć, że jest gorzej przyswajalny. Jednak jego niepowtarzalnym plusem w odróżnieniu od TCPremix czy Felini Complete jest to, że można na nim pracować na różne sposoby. Możemy korzystać tylko ze standardowego pakietu jak easy B.a.r.F + suplement wapnia + suplement sodu + tauryna. Możemy jednak dodawać wszystkie możliwe podroby, jajka, różne źródła kwasów omega 3, ryby, a nawet naturalne suplementy jak drożdże, algi, hemoglobinę, osocze, itp. Przez co staje się idealny dla kotów, które docelowo mają być karmione naturalnymi suplementami, ale póki co nie chcą ich jeść. Można do easy barfa dosypywać bez obaw naturalne suple i powoli przyzwyczajać kota, nie bojąc się jednocześnie, że już któryś tydzień je niezbilansowane posiłki. Chociaż są dwa typy tego preparatu gdzie nie trzeba dodawać nic, ale o tym może następnym razem!


Mówi się często o tym, że karmienie easy B.a,r,F'em jest bardzo drogie, specjalnie dla Was postanowiłam wszystko dokładnie policzyć!
Dzienny koszt wyżywienia kota 9kg na 27 dni:
- koza i podroby 80zł
- easy B.a.r.F (opakowanie 100g 67zł)
- węglan wapnia (opakowanie 500g 28zł)
- tauryna (140g 16zł) 
- jajka (4zł gęsie i 2zł indycze)

80zł + 38zł + 1,96zł + 1,60zł + 12zł = 133,56zł/27 dni = 4,94zł jako dzienny koszt. W porównaniu najlepsze puszki, którymi karmiłam chwile przed przejściem na BARF'a - Power of Nature kosztowały mnie 12zł dziennie. Jeżeli zmienimy to na kota 4,5kg wyjdzie nam 2,47zł

Oczywiście, nie oszukujmy się, dużą rolę odgrywa cena mięsa i dostęp do niego, a naturalne suplementy zawsze będą lepsze i wyjdą taniej. Jeżeli jednak ktoś zaczyna, nie ma ochoty bądź uważa, że BARF jest zbyt skomplikowany to uważam, że to i tak jest lepsze niż jakakolwiek puszka czy sucha karma! Wciąż wiemy co nasz kot je i mamy na to ogromny wpływ, poza tym są koty, które nie chcą według ich właścicieli przejść na naturalne suplementy, również uważam, że lepiej je karmić takim preparatem niż podać puchę z górnej półki i mięcho z 3x w tygodniu. 


Jeżeli o mnie chodzi to nigdy nie byłam jakimś radykalnym wyznawcą kociego kalkulatora. Ja w ogóle uważam, że ograniczenie suplementów i zastąpienie je naturalnymi produktami jest o niebo lepsze. Tzn. algi czy drożdże też są naturalne, ale wolę kupić całą tuszkę (często niepatroszoną) i podać wszystko to co jest faktycznie potrzebne. Haru nie może jeść kości, a przez historie nerkowe używam węglanu wapnia, jednak zawsze daję mózg, śledzionę, wątrobę, nerki, serce, płuc trochę, wydłubię jakieś oko, ozór czy krew. Mój rudzielec preferuje taki sposób karmienia, dlatego ja nigdy nie będę tak w 100% polecać jakichkolwiek suplementów, bo sama zwyczajnie ich nie używam (wyjątkiem jest tauryna i kwasy omega 3). Wiem, że taki sposób wymaga wiedzy, ale i dobrych źródeł. Jednak jak się chce to się da wszystko! Mieszkam w małym miasteczku, a wszystko poza strusiem jestem w stanie tutaj kupić ;)

sobota, 22 kwietnia 2017

Biznesy - sklep Majo

Nadchodzi w życiu taki moment kiedy zastanawiamy się co by tu ze sobą począć. Studiuje sobie psychologie spokojnie już 3 rok, przede mną jeszcze tylko kolejne 2, a potem to już z górki, bo przecież 5 dodatkowych lat w wybranym nurcie. Jeszcze na końcu jakiś staż, trochę praktyk no i mam zwód jak się patrzy! Taaa... tylko co tu robić nim skończę budować zaplecze dla mojej przyszłej "kariery"? Mogłabym pracować w restauracji jako kelnerka (potykam się o własne nogi), mogłabym też wykładać towar za 6zł/h, a nawet rozdawać ulotki! Możliwości w małym miasteczku są ogromne! 

I tak się głowię odkąd skończyłam 18-lat, w końcu wymyśliłam! A jakby tak otworzyć coś własnego? Przecież to nie może być takie trudne! Jak już wymyśliłam to zderzyłam się z wesołą rzeczywistością. Pominę wiele nietypowych, ale i przykrych sytuacji, które spotkały mnie w ukochanej skarbówce, najciekawiej zrobiło się w momencie gdy chciałam załatwić numer weterynaryjny! O, najpierw się dowiedziałam, że nie mam szans i żebym delikatnie mówiąc - spadała na drzewo. Potem jednak się okazało, że i dla mnie znajdzie się miejsce, po przygotowaniu specjalnego pomieszczenia, pisaniu różnych instrukcji (mycie rąk takie skomplikowane!) w końcu wygrałam! Firmę otworzyłam 9 stycznia, a wystartowałam ze wszystkim 19 kwietnia. Nic tylko otwierać u nas biznesy! 

Jak Was jeszcze nie zanudziłam to przejdę do rzeczy, otóż wymyśliłam sobie, że zostanę dystrybutorem Lilly's Bar, czemu? Bo sama odkąd pamiętam ściągam od nich prosto z Niemiec suplementy, bo dostanie ich w Polsce zawsze graniczyło z cudem. Tam mają węglan wapnia, cytrynian wapnia i easy B.a.r.f, którego jakiś zapas zawsze mam w domu. Z czasem zaczęłam organizować zamówienia grupowe na jednym z forum, w końcu wykminiłam (brawo ja), że może warto iść w te stronę? Do tego mam bardziej utalentowaną ode mnie manualnie przyjaciółkę, która też zna tutejsze realia. Ona postanowiła szyć szelki, obroże czy smycze przeznaczone dla psów, kotów, ale przede wszystkim fretek! Do tego końcem zeszłego roku zabrała się za kynoterapię, dzięki czemu Damon został certyfikowanym psim terapeutą. Postanowiłyśmy wszystko połączyć i coś stworzyć, może się uda? 

O akcesoriach Moniki na pewno pojawi się kolejna notka, a dzisiaj krótko opowiem Wam o suplementach. Skupiłam się głównie na 3 typach easy B.a.r.f, to suplement dzięki, któremu możemy zrezygnować z dodawania wszystkich naturalnych suplementów. Jest o tyle fajny, że możemy dodawać pewne rzeczy, ale wcale nie musimy. Jest dość neutralny w smaku, a co za tym idzie koty łatwo go akceptują. Mamy trzy typy:
-basic, do niego dodajemy taurynę i suplement wapnia
-sensitive do którego nic nie trzeba dodawać, jest hipoalergiczny, a do tego nie zawiera fosforanów
-plus przeznaczony dla kotów zdrowych, również nie musimy nic do niego dodawać i w przeciwieństwie do sensitive zawiera fosforany. 

Poza tym zależało mi na tym, aby sprowadzić węglan wapnia, który jest dla kotów nerkowych jako źródło wapnia, idealny wyłapywacz fosforu, a do tego nadaje się dla kotów, które nie mogą skorupek z jaj. Cytrynian wapnia znowu jest dobry do problemów z pęcherzem, bo najmniej alkalizuje mocz. Poza tym jeszcze pojawiła się kora wiązu jako niezbędnik w przypadku jakichkolwiek problemów związanych z żołądkiem czy jelitami. Uff, no to się zareklamowałam! To gdzie można kupić? Na razie zapraszam na allegro, bo zwyczajnie zabrakło mi czasu i siły na skończenie strony internetowej. Oczywiście zaproszę Was też na fanpage!  

W razie pytań, potrzeby doradztwa czy co tam przychodzi Wam do głowy, piszcie! 
majoforpet@gmail.com albo dzwońcie 730 258 123. 


środa, 29 marca 2017

Meatlove - co to za kiełbaski?

Na wrocławskiej wystawie kotów przechodziłam przez różne stoiska w poszukiwaniu jakichś różności dla mojego rudzielca. W sobotę natknęłam się na jakieś kiełbasy i moja pierwsza, a zarazem dość standardowa myśl "co to mielonki? Pewnie kurak zmielony z dziobem i piórkami z dodatkiem ryżu". Postanowiłam iść dalej i olać cały temat, ale w końcu w niedziele przez straszny ruch na wystawie zmuszona byłam tam pozostać nieco dłużej, zaczęłam czytać co to za dziwy. Nagle się okazuje, że firma Meatlove produkuje swoje mielonki z myślą o barferach. Tylko co to ma wspólnego z barfem skoro to nie jest surowe mięso? 


Oczywiście, największy wybór był dla psów, ale skoro wszystko jest mielonką to dla mnie żadna różnica. Rozmawiając z przedstawicielką usłyszałam, że to ma być taki awaryjny rodzaj karmienia, np. na wyjazdy typu wystawy, wakacje czy dłuższa podróż. Poza tym zdarza się każdemu czasami nie rozmrozić mięsa, bywa też tak, że akurat mieszanka w zamrażarce się skończyła, a czasami zamrażarka pada i całe mięso nadaje się do wyrzucenia. Co wtedy najlepiej zrobić? Ja mam daleko do wszystkich możliwych masarni, nie zawsze też widzę sens w kupowaniu niewielkiego kawałka na już. Normalnie kupuję całe tusze zwierząt, ten kto kupował w ten sposób wie, że dostawca mięsiwa czasami zmieni termin albo z powodu innych okoliczności akurat mięso do mnie nie dociera. Zwykle mam w szafce jakieś lepsze puszki czy saszetki jak Catz Finefood, GranataPet czy Feringa. Na wystawie kupiłam 600g koniny i 80g bawoła, to drugie jednak zostało zjedzone już w poniedziałek po wystawie, bo ktoś nie wyciągnął słoiczka do rozmrożenia. 


Co my tutaj mamy... skład właściwie jest dobrze objaśniony, jedyne co mnie interesowało to stosunek mięsa do podrobów, a wygląda on tak - 70:30. Czyli mamy 70% mięsa i 30% podrobów, podroby dość standardowe, w niektórych kiełbasach widziałam też inne jak nerki czy nawet krew, ale tutaj mamy standardzik. Jedyne co mnie nieco niepokoi to, to, że nie wiem ile dokładnie jest podrobów, podejrzewam, że według kolejności najwięcej jest serc, potem wątroba i płuca, ale ile dokładnie? Jeżeli wątroby jest w okolicach 10% to, to troszeczkę za dużo, idealnie by było w przedziale od 5-8%, ale też narzekać nie będę. W większości puszek podrobów jest zawsze w okolicach 50-70%, także tutaj i tak miłym wyjątkiem właściwie jest samo mięso. Oczywiście patrząc na skład to moja pierwsza sugestia - taka konina raczej nie powinna być samodzielnym posiłkiem, jest to bardzo chude mięso po prostu.


Po przekrojeniu wydobył się bardzo aromatyczny zapach, mięso w środku było bardzo wilgotne, aczkolwiek trzymałam te kiełbasę w temperaturze pokojowej. Poporcjowałam, część dałam do spróbowania rudzielcowi, a resztę zamroziłam. Mielonka wygląda jak puszka kocia z wyższej półki, zapachem powiedziałabym, że też ją przypomina. Na pewno bez problemu można pognieść ją widelcem i dolać wody, ewentualnie wybranych suplementów. Z pewnością przydałby się chociaż jakiś wapń (cytrynian wapnia, węglan wapnia, skorupki z jaj) i dla kota obowiązkowo tauryna, wtedy taki posiłek miałby już jakiś kształt. Chociaż z tego co widziałam Meatlove próbuje stworzyć też pełnowartościowe pakiety i dla kotów, można tam znaleźć właśnie skorupki z jaj, taurynę i kilka podstawowych suplementów. Jak widać przemysł związany z BARF'em bardzo idzie do przodu, może kiedyś zaczną sprzedawać mieszanki zrobione z ekologicznego mięsa od chłopa? Kto wie...


Wiem, że mina mojego rudzielca sugeruje zdegustowanie (on ma po prostu taki wyraz pychola!) to jednak był naprawdę zachwycony! Podawałam mu kilka razy puszki z koniny i raz surową i kompletnie olał. Teraz po prostu zaryzykowałam kupując gatunek mięsa do którego normalnie nie mam dostępu. Haru był po normalnym barfnym śniadaniu, ale popołudniu bojąc się, że pogoda ma się zepsuć uznałam, że czas na zdjęcia! Pokroiłam mu ze 100g i podałam, pałaszował aż miło, pewnie zjadłby nawet więcej gdybym tylko na to pozwoliła. Na pewno mogę te koninę potraktować jako dobry przysmak, czasami z rudzielcem coś poklikam to może zechciałby współpracować dla odmiany z koniną, a nie z tuńczykiem. Nie mam tutaj zdjęć jak zajadał kiełbaskę z bawołem, ale zdecydowanie mniej mu pasowała. Była o wiele bardziej sucha, może to ze względu na swój rozmiar, ale nie wyciekał z niej nęcący sosik i jej zapach był zdecydowanie mniej intensywny. Zjadł, bo był głodny, ale bez większego entuzjazmu.


Teraz zastanówmy się jakby to wyglądało gdybym chciała karmić tylko takimi kiełbasami, 600g koniny to w sklepie internetowym Meatlove kwota w wysokości 25,99zł. Czyli po przeliczeniu wychodzi 4,33zł za 100g, mój Haru musiałby zjeść 400g dziennie przynajmniej, czyli wychodzi około 17,32zł jako dzienny koszt wyżywienia, w porównaniu zbilansowana puszka Power of Nature to około 12zł za dzień. Cena wychodzi mówiąc delikatnie poza mój portfel, zwłaszcza, że karmiąc BARF'em wydam od 4-7zł dziennie. Gdybym miała mniejszego kota to oczywiście cena byłaby przyjemniejsza, ale wciąż wysoka. Traktując to jedno jako niewielki dodatek do diety można jakoś przełknąć te cenę i czasami się szarpnąć. Nie powiem Wam jak wygląda długotrwałe karmienie tą dietą, wszystko zależy od tego jakich dodatków użyjecie. Na pewno bez suplementów ani rusz, a przynajmniej wapń i tauryną powinny się znaleźć jako niezbędny element każdego posiłku. Na pewno nie porównam tego sposobu karmienia z BARF'em, białko po gotowaniu bardzo traci na wartości, zresztą nie tylko białko. Dlatego pozostaję wierna surowiźnie, niemniej jednak jak ktoś karmi puszkami/gotowanym mięsem, ma kasę, a do tego coś ogarnia suplementy to jak najbardziej polecam! Polecę też każdemu kto tak jak ja ma zawsze jakiś zapasik gotowców w razie czego.

Do tego ciekawa informacja od dystrybutora: "Wiemy, ze forma kiełbasy może nie kojarzy się najlepiej, ale trzeba wiedzieć że w każdej puszce spożywczej, czy to dla ludzi czy dla psów czy kotów dodawany jest Bifsenol A, to substancja chemiczna, która powoduje, że mięso nie zachodzi w reakcję chemiczną z metalem. Dodatkowo jest bardzo niezdrowa a koty uznawane są za wybredne, jak podaje im się puszki, dlatego że wyczuwają tą substancję. Kiełbasy nie zawierają Bisfenolu A i myślę, że mogą się spodobać większej ilości kotów."
 

poniedziałek, 27 marca 2017

Siedem latek

Dawno się nie odzywałam, ale mówiąc szczerze nie miałam czasu... Od początku roku mam na głowie sporo rzeczy i pisanie postów na blogu jakoś kompletnie nie są mi po drodze. Podzielę się na pewno z Wami za jakiś czas co dokładnie robię, ale na razie skupmy się na dzisiejszej notce. 

Dokładnie 7 lat temu tego wyjątkowego dnia przyszedł na świat niewielki miot w Ostrowie Wielkopolskim, były w nim dwa rude kocurki i dwie koteczki czarne klasycznie pręgowane z bielą. Wśród nich właśnie jeden kocurek o którego był spór od samego początku, żył on sobie jednak w zupełnie błogiej nieświadomości póki 19 czerwca go nie odebrałam. I tak oto dzięki temu dzisiaj wraz z nim mogę świętować jego kolejne urodziny. Chciałoby się napisać tutaj tak wiele różnych banałów pt. żyj 100 lat, jesteś najbardziej wyjątkowym kotem i tym podobne... Patrząc jednak realnie jego wyniki krwi z roku na rok są coraz lepsze, aż zaczynam się zastanawiać czy nie nastąpiło jakieś cudowne ozdrowienie. On sam niewiele się zmienia (w jego zakładce można zobaczyć jego rozwój od malucha), widziałam trochę MCO w tym wieku i jemu zdecydowanie nie dałabym tyle ile faktycznie ma. Był ze mną jak pisałam testy gimnazjalne, gdy zdawałam maturę, przy pierwszej sesji, mam też nadzieję, że będzie ze mną kiedy zabiorę się za pisanie swojej pracy magisterskiej i w końcu zacznę praktykę w wymarzonym zawodzie. Jego obecność niesamowicie wpłynęła na mój rozwój, zmieniła mój światopogląd, wiele się nauczyłam przez ten czas, a przecież przed nami kolejne lata! Wiem, że w oczach wielu osób wyglądam na osobę, która ma na punkcie tego kota obsesję, wiecie co? Macie rację!

Jeśli chodzi o prezenty to klasycznie świętowaliśmy ten dzień z tuńczykiem, nową zabawką do ćpania i rudzielec otrzymał nowe szelki, ale o nich wspomnę szerzej następnym razem! 


poniedziałek, 30 stycznia 2017

HCM - temat bumerang

Ostatnio miałam pewną nieprzyjemność gdzie podważona została choroba Haru, a dokładniej mówiąc myślę o HCM. Właściwie zapomniałam, że środowisko hodowców jest na tyle nieufne i podejrzliwe, że ciężko komuś uwierzyć na słowo. Postanowiłam więc wrzucić i tutaj skany echa serca wykonane przez dr. Niziołka. Zdaję sobie sprawę, że w Polsce wciąż jest jednym z największych autorytetów w tej dziedzicznie, dlatego mam nadzieję, że nie będę musiała się już więcej tłumaczyć, bo wszystko jest teraz czarno na białym. Pierwsze echo i konkretna diagnoza i ostatnie, które mówi o tym, że niewiele się zmieniło. Ludzie, a może nawet hodowcy dziwią się, że mój Haru jeszcze żyje, bo jakim cudem mając kardiomiopatię można żyć już 2 lata, a pewnie będą kolejne? Mało osób bierze pod uwagę, że im później wada serca wychodzi tym daje większe szanse na dłuższe i lepsze życie. Gdyby ta wada wyszła jak miał rok czy dwa to faktycznie, nikłe szanse aby dożył swoich piątych urodzin. Mowa jednak o kocie u którego cały problem wyszedł stosunkowo niedawno, a do tego było to badanie kontrolne. Nie udałam się na echo, bo mój kot już mdlał, miał duszności, ale wcześniej, nim zaszły większe zmiany. W dzisiejszych czasach ludzie z nowotworem mogą żyć po 10 lat to czemu tak dziwi żyjący kot z HCM? Wspomniałabym oczywiście o diecie, bo jest ona kluczowa, ale to temat na inny dzień... Oczywiście chciałabym sprostować wszystkie możliwe przypuszczenia, najbliższa rodzina Haru z tego co się orientuję jest zdrowa, jego rodzice mają badania serca i cieszą się dobrym zdrowiem. Nie ma reguły, rodzeństwo i rodzice mojego rudzielca zdrowi, a do tego N/N, a na niego akurat trafiło, po prostu pech... Jednak wśród MCO coraz częstszy.



Dzisiaj jednak chciałam napisać z powodu Pani Joanny, jej rodziny i Cezara. Spotkał ich dość przykry los i oczywiście tematem tego będzie nic innego jak kardiomiopatia przerostowa. Nie będę podawała dokładnych danych hodowli z której pochodzi kocur, bo zwyczajnie uważam, że do tego jest upoważniona co najwyżej właścicielka. Cezar był młodym kotem rasy maine coon, niespełna 3 lata na koncie i jak to często bywa w tej rasie - śmierć z dnia na dzień. Co było przyczyną? Jak się okazało HCM, miesiąc wcześniej na to samo odeszła jego matka, przypadek? Nim jednak odszedł miał sporo problemów zdrowotnych, prawdopodobnie dręczyła go tarczyca, jakieś historie z alergią, a nawet zapalenie pęcherza. Był niewielki, a do tego dość chudy i bardzo przerażony widokiem gości, ale miał jednak prawdziwy charakter MCO. Rozkochał w sobie swoją rodzinę, reszta jego rodzeństwa za to sprzedana prawdopodobnie na parkingu (tak, mowa o legalnej hodowli). I dziwią mi się hodowcy, że głośno narzekam na to co się dzieje, niby wszędzie się mówi o HCM, a jednak wciąż tych kotów się nie bada. Czemu się nie bada? Bo hodowcy tego nie robią, wciskają kit pt. "wie pani, rodzice są N/N po przodkach, nie potrzeba innych badań, są zdrowe".  I co z tego, że na wielu stronach, forach, blogach, a nawet na fb mówi się o kardiomiopatii skoro nawet hodowcy nie wiedzą, albo nie chcą wiedzieć jak się powinno ją diagnozować. Oczywiście, niesprawiedliwym by było wrzucanie wszystkich do jednego worka, przykro mi, że jednak tak niewielka garstka dba o to serce. Przesiaduję na grupach gdzie mogę porozmawiać z hodowcami, ale i tam gdzie są zwykli kociarze, naprawdę często widzę, że masa MCO umiera z "niewyjaśnionych" przyczyn. Sama nie wiem, czy wciąż za mało się mówi o tej typowej dla rasy chorobie? Tak jak Pani Joanna powiedziała, może nieco brzmi to dramatycznie, ale właściciele maine coon'ów nie mogą spać spokojnie, bo nawet po przebadanych rodzicach, gdzie gen testy też nie wskazują problemów wciąż może coś pójść nie tak. Dlatego tak ważne jest pytanie hodowcy o echo serca, które zostało wykonane u kardiologa, a poza tym w momencie kiedy nasz kot skończy 1,5 roku należy udać się z nim na kontrolę, potem przynajmniej raz na 2 lata sprawdzić co z tym serduchem. Nikt nie zagwarantuje zdrowia serca, ale tylko prawdziwi pasjonaci zrobią co mogą, aby ich kocięta były po świetnie przebadanych rodzicach. Nawet jeżeli coś pójdzie nie tak to chociaż z czystym sumieniem hodowca może podejść do sprawy, bo zrobił wszystko co w jego mocy.

Wiem, że przeciętny Polak nie jest zbyt majętnym człowiekiem, czasy mamy jakie mamy i sami do lekarzy nie chodzimy, ale jedno jest pewne - na zdrowiu nie warto oszczędzać! Zawsze będę powtarzała, lepiej mieć mniej zwierzaków, a zapewnić im to co najlepsze niż mieć dużo, a nie dawać sobie rady. Echo serca waha się cenowo od 120-200zł, wiem, że to niemało, ale jaka jest rozpacz gdy nasz pupil umiera na naszych rękach w przeciągu kilkunastu minut? Jeżeli nie zaczniemy wymagać, będziemy szukać wszędzie oszczędności to hodowcy sprzedający na parkingach za 1 tys zł wciąż będą istnieć, nie będą badać. Bo kot po badanych rodzicach, z prawdziwej hodowli nie kosztuje 1 tys zł. Wielu hodowców przytacza przykład kupowania pralki, nim wydamy większą sumę pieniędzy to sprawdzamy dokładnie sprzęt, a jak jest z kupnem kota? Dlaczego nie sprawdzamy hodowców? Dlaczego pozwalamy na to, że istnieją zwykli handlarze i na to, że zamykają się prawdziwi hodowcy? Tematy ostatnio dość przykre, ale przeraża mnie to ile osób pisze do mnie w sprawie zdrowia swoich kotów, szczególnie MCO... 

Dziękuję Pani Joannie za możliwość przedstawienia Cezara jako przykładu, mam nadzieję, że po przeczytaniu tej notki chociaż jedna osoba głębiej zastanowi się nad wyborem hodowli i zgłębi temat dość trudny jakim jest HCM. 


Dla osób niewtajemniczonych w tematykę HCM chciałabym zaprosić tutaj.