tekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywny

niedziela, 27 listopada 2016

Zocha - zło nadchodzi

Po śmierci Kumulca przez pierwsze dni miałam zmieszane uczucia, ale wiedziałam, że nie chcę po roku kończyć mojej fretkowej przygody. To był ostatni moment na wzięcie małej fretki (koniec lipca), i albo wezmę ją teraz, albo dopiero za rok. Okazało się, że hodowla Syberian Monsters ma jeszcze maluchy, 5 dziewczynek... Postanowiłam pojechać wraz z właścicielką Draka i wybrać jego potencjalną narzeczoną, która miałaby niejako zastępować mu Kumę. W zasadzie już w momencie wejścia na balkon i zobaczenia kojca z maluchami wiedziałam, która mnie najbardziej interesuje. Decydujące jakby "słowo" miał jednak Drac, tylko jedną i to najmniejszą z całego miotu złapał delikatnie za kark, było to dla mnie potwierdzenie, że to właśnie będzie ta. Wybranka w hodowli nosiła imię Coral i była najbardziej wypieszczonym maluchem, zasypiała w dłoniach, a do tego bardzo ciekawska i z dodatkowym napędem. Okazało się, że była częściowo wychowywana na butelce co musiało mieć ogromny wpływ na jej zainteresowanie człowiekiem. 



Dwa tygodnie później nastał dzień odbioru, jedyne co mnie martwiło to jej wielkość, bo jednak odstawała od swoich sióstr, jednak przez moją klatkę nie przeszła, a u Draka udało się nam jakoś zablokować siatką. Już od samego początku wykazywała niesamowite przywiązanie do ludzi, jako taki maluch puszczona w pokoju od razu biegła do mnie i ignorowała wszystkie zabawki po drodze. Nie minęło jednak kilka dni jak się okazało kim tak naprawdę jest Zocha (wtedy jeszcze wciąż Keiko!). Okazało się, że jest znacznie inteligentniejsza od mojej pierwszej fretki, ale niezła z niej aktorka i histeryczka. Kiedy nie poświęcałam jej dużo uwagi, albo zanosiłam ją do kuwety to udawała, że się dławi! Na początku zrobiło to na mnie wrażenie, bo pomyślałam, że taki maluch naprawdę może coś sobie zaraz zrobić... Jednak po 5 razach przestało mnie to niepokoić, bo zauważyłam, że zawsze wrzucona do kuwety zaczynała to robić. Wtedy do tego właśnie miała problem z załatwianiem się we właściwe miejsce, musiałam jej zagrodzić prawie całą klatkę, żeby miała tylko jedną dużą kuwetę i legowisko obok. Stopniowo po jakimś miesiącu dostała już resztę swoich pięter, ale do dzisiaj potrafi załatwić się obok kuwety.

Do tego wszystkiego nie przeszkadzało jej kiedy położyła się we własnym moczu bądź kiedy ryła w kuwecie, nie ma też cudownej właściwości jaką miał Kuma - nie nasikam na materiał. Ale to wszystko to jeszcze nic! Jakoś tydzień później okazało się, że ten mały diabełek ma duże braki w socjalizacji, a jej rozpieszczenie dawało się we znaki. Kiedy podbiegłam do niej podczas jej biegania po pokoju stroszyła się na mnie, piszczała i syczała! Jak spróbowałam ją złapać potrafiła mnie ugryźć i to z agresją. Kiedy siedziała mi na kolanach, a ja nie bawiłam się z nią to również potrafiła na mnie nasyczeć, a potem ugryźć! Akcja prostowania charakteru Zochy trwała jakiś czas... Przeszła naprawdę zaawansowaną socjalizację, była fretką, która sikała pod siebie widząc spadającą gazetę, a jakiś miesiąc walczyłam z tym, aby nie atakowała mnie w momencie kiedy do niej podbiegam. Miała jednak ogromny plus już od samego początku, podążanie za człowiekiem! Przez to uwielbia chodzić na spacery i nie musiałam jej jakoś szczególnie uczyć, bo już jako taki maluch bardzo się mnie trzymała. Ją nie interesują żadne dziury, kretowiska, jedzenie, zabawki, nic nie jest tak ważne jak ja. Oczywiście był problem z tym, że atakowała rowerzystów, rolkarzy, biegaczy, a czasami nawet grupy ludzi... Tak, to wydaje się być zabawne, ale ona nikogo się nie bała i jak akurat ktoś się jej nie spodobał to szarżowała w jego stronę. Bała się bardzo gwałtownych ruchów, atakowała wtedy moje buty na spacerze jeżeli zbyt zamaszyście szłam. Kiedy miałabym ją porównać do Kumy to zastanawiam się, dlaczego ja kiedykolwiek na niego narzekałam? Był fretką idealną! Nigdy mnie nie ugryzł, kuwetę rozumiał, może na początku szło mu się trudno nauczyć pewnych rzeczy, ale kiedy już to opanował nie było żadnego problemu. Dopiero teraz widzę jak to jest naprawdę "mieć" fretkę.

Aktualnie jest już naprawdę dobrze, Zośka wciąż gryzie obcych ludzi i to do krwi, ale mnie czy Moniki (właścicielki Draka) nie rusza. Jednak już się nie denerwuje na każdy dźwięk, ruch czy widok czegoś nowego. Nie atakuje już osób na spacerze, a okazało się, że nawet lubi zwierzęta! U Moniki jakiś czas temu pojawił się szczeniak na DT - Gruszka. Stały się najlepszymi przyjaciółkami, wszyscy byli w szoku, że szczeniak nie ucierpiał podczas pierwszego kontaktu, a potem zabawy. Zocha wciąż jest jeszcze młodą fretką, urodzona 19 czerwca, więc jeszcze sporo zobaczy i się nauczy!


 Oczywiście na koniec, dlaczego moja fretka ma takie specyficzne delikatnie mówiąc imię? Kiedy wracałyśmy z odbioru wtedy jeszcze Keiko, Monika powiedziała, że wygląda jak gruba Zocha, niestety, ale się przyjęło! Próbowałam polepszyć nieco to imię - Zohaido, ale i tak wszyscy mówimy na nią Zocha/Zośka, a jeszcze ma inne ksywki, ale na to przyjdzie czas.