tekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywny

niedziela, 6 sierpnia 2017

Franken Prey

Ostatnio na jednej grupie facebook'owej była dyskusja o kocie, który nie lubi suplementów, ale właścicielka bardzo chciałaby, żeby jadł BARF'a. Pomyślałam, że podpowiem mój sposób, który fachowo określa się jako Franken Prey. Na czym on polega? Chodzi o to, że tworzy się takiego frankenstein'a z różnych części zwierząt, może być też z jednego, ale ogólnie nie daje się całego zwierzaka, bo zwykle chodzi o większy zwierzyniec jak kozy, owce, konie, itp. Kupujemy np. cielęcy móżdżek, owczą nerkę, kozi ozór i różne rozmaite podroby tworząc właśnie rekonstrukcję całej ofiary. Dla kotów chorych, które nie mogą jeść kości dodajemy jakiś suplement wapnia jak skorupki z jaj, węglan wapnia czy cytrynian wapnia, do tego zawsze dbamy o taurynę, bo jej jest zawsze za mało. Poza tym ja dodaję też jedno żółtko na jeden kilogram mięsa i jeżeli nie karmimy eko mięsem to dbamy o kwasy omega 3 w postaci oleju z łososia czy kryla. Teoretycznie stworzenie takiego posiłku jest prostsze, bo nie ma tutaj liczenia, kalkulatorów, itp. Jednak jak się okazuje ludzie niechętnie decydują się na taki model, dlaczego? 

O wiele popularniejszym modelem jest Whole Prey, czyli kupowanie kotom myszy, szczurów, przepiórek, małych królików, albo cokolwiek co waży do 200g. Zwykle najłatwiej je dostać w postaci karmówki dla węży, jest sporo sklepów internetowych, które gwarantują wysyłkę takich zamrożonych gryzoni czy kurczaków jednodniowych. Są usypiane dwutlenkiem węgla, a następnie mrożone, nikt nie podaje żywych zwierząt! Ja nie podaję, bo takie jedzenie chociaż jest najlepsze zawiera bardzo dużo fosforu, którego w diecie Haru musi być jak najmniej. Mam nadzieję, że mój kolejny kot będzie mógł raczyć się myszkami czy małymi królikami. 

Wracając jednak do FP, wiem, że jest wiele osób, które wcale nie chcą karmić przy pomocy kalkulatora, nie mają ochoty kupować z 10 rodzai suplementów i każdy odmierzać na wadze jubilerskiej, wiem, że są osoby, które zwyczajnie w to nie wierzą. Wszystkim takim osobom polecam właśnie ten model żywienia, jest jednak jeden problem. O ile karmiąc naturalnymi suplementami czy gotowymi preparatami to ktoś decyduje za nas ile czego podać to przy franken prey musimy mieć jakąś nieco bardziej zaawansowaną wiedzę. Ok, o co dokładnie chodzi? Mój sposób jest chyba najprostszy i wydaje mi się najpewniejszy, ja po prostu u chłopa kupuję całą zwierzynę, którą najczęściej albo sama patroszę, albo dostaję z wszystkimi podrobami i głową w oddzielnej siatce. Wykorzystuję wszystko poza jelitami, żwaczem i treścią żołądka. Zawsze wydłubuję mózg i oczy, wyciągam śledzionę, przeponę, serce, nerki, grasicę (jak jest), płuca, tchawice, wątrobę, dwunastnicę, trzustkę, macicę/jajowody, jądra, itp. Następnie wykrawam mięso z kości, kroję podroby, wszystko mieszam, odrobinę mielę i dosypuję do tego węglan wapnia i żółtka jaj. Zwykle nie mieszam dwóch gatunków mięs, zdecydowanie wygodniej kupić mi jednego zwierzaka, którego Haru je przez jakiś czas. 

Rzecz jasna, można kupować oddzielnie mózgi, śledziony, wątroby, itp. poporcjować i dodawać do odpowiedniej ilości mięsa, ale nim się to zrobi wypadałoby zobaczyć proporcję. Często denerwuję się kiedy poleca się zwiększanie ilości podrobów, bo właściwie po co? Tak naprawdę wszystkie te podroby, które ja normalnie dodaję gubią się w ilości mięsa, to taki niewielki procent, faktycznie gdzieś 15% całego posiłku mięsnego. Nie bawię się też w liczenie wątroby, po prostu daję całą, jak miałam koze, której wątroba ważyła 800g to tyle dałam. Najłatwiej kupić całą tuszę z przynależnymi podrobami i samemu się przekonać jak to wygląda, dopiero po jakimś czasie można kupować oddzielnie podroby i jakoś komponować, przynajmniej według mnie. Karmię tak mojego rudzielca właściwie od początku mojej przygody z surowizną, jak po paru miesiącach musiałam wywalać ciągle mięso z suplementami i widziałam, że mój kot podchodzi do miski za karę to zaczęłam szukać alternatyw. 

Jakie są trudności? Pierwszą trudnością jest dostępność, po taką tuszkę nie idzie się do sklepu, trzeba ją kupić od osoby prywatnej, a najlepiej od tzw. chłopa. Jak znaleźć takiego dojścia? Ja zawsze polecam portal olx, tam można różne cudeńka wynaleźć. Do tego u mnie jest portal mojego regionu, tam znalazłam większość moich aktualnych dostawców, których bardzo sobie cenię. Dzisiaj też część zwierząt mogę hodować sama, więc mięso mam tym pewniejsze, podobnie jak jajka. Ok, wiem, że ludzie nie lubią czytać nie wiadomo jak długich tekstów, więc takie krótkie podsumowanie plusów i minusów karmienia. 

+ zdecydowanie zdrowsze (zwłaszcza jak mięso jest ekologiczne)
+ często smaczniejsze i chętniej jedzone przez koty
+ zwyczajnie tańsze (często takie podroby odpadowe są za darmo)
+ nauka anatomii
+ gryzienie dużych kawałków/kości

- trzeba pokonać własne obrzydzenie i uprzedzenie
- trzeba mieć dużą zamrażarkę i miejsce na rozbiórkę tusz
- trudno dostępne
- wymaga wiedzy

Byłoby bajką jakby ten model nie miał żadnych minusów, jednak rzeczywistość wygląda inaczej. Staje się on nieco trudniejszy, ale przy odrobinie dobrych chęci można kota karmić niemal tak naturalnie jakby to miał w naturze, a do tego gwarantuję, że o wiele bardziej posmakuje w czystym mięsiwie jak w milionach suplementów. Żeby jednak nie było, to nie jest tak, że jestem przeciwniczką klasycznego BARF'a, absolutnie! Po prostu ja wolę  ten sposób, mój kot również.