tekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywny

wtorek, 5 stycznia 2016

Wolność - dla wszystkich!

Natchnął mnie ostatni artykuł felins do napisania takiej krótkiej notki o puszczaniu kotów samopas. Przede wszystkim komentarze i to często dość agresywne zwróciły moją uwagę. Ciężko mi zrozumieć dlaczego ludzie zawsze myślą, że istnieje albo tylko kolor czarny, albo tylko biały. Zacznę może od mojego stanowiska, ja nie daję samowolki, ale moi rodzice swoim kotom już tak. Zdajemy sobie doskonalę sprawę z własnych decyzji i żadna ze stron nie próbuje ingerować i wypuszczać bądź na siłę zamykać koty.
Mieszkam jak niejednokrotnie już wspomniałam daleko za miastem, przez większą część mojego dzieciństwa miałam tylko jednego bliższego sąsiada. Koty mieszkały zwykle na zewnątrz i żyły jak niemal dzikie, niektórym udało się dotrwać do 15 roku życia, a inne umierały mając rok, a bywało, że i kilka miesięcy. Ginęły na drodze (gdzie u mnie naprawdę nie ma ruchliwej drogi), zaatakowane przez psa (skąd te psy jak brak sąsiadów?), złapane gdzieś w lesie przez sidła, bywały i otrute, a czasami po prostu nigdy nie wróciły i nie wiedziałam czemu. Utrata każdego z nich była dla mnie bardzo bolesna, nie potrafiłam pogodzić się z tym, że ich nie zobaczę, a zdarzało się, że jeszcze przez kilka miesięcy robiłam sobie nadzieję, że ten konkretny kot wróci. Postanowiłam więc postawić na spacery, a w przyszłości na wolierę... 

Oczywiście można mi zarzucić egoizm, tak wiele osób, które puszczają koty się broni, my wstrętni właściciele, którzy zamykają koty w złotej klatce z egoistycznych pobudek. Moje pytanie jest jednak takie - dlaczego w ogóle zaczęliśmy brać koty do swoich domów? Czy to już nie był przejaw egoizmu? Chcieliśmy aby pomogły nam pozbyć się gryzoni, zaczęliśmy je rozmnażać i to niestety w sposób niekontrolowany. Wzięliśmy je do siebie i sypiemy im suchy granulat do miski, zakładamy obroże z dzwoneczkiem, obcinamy pazury i dajemy pluszowe myszki do zabawy. Czy to już nie jest wystarczająco mało naturalne? Ja również uważam, że kot zachował swój wspaniały instynkt, jest na swój sposób dziki, jednak stał się domowym pupilkiem! Argumenty typu "kot jest dziki i powinien być wolny", nie przemawiają do mnie. Zdecydowaliśmy się oswoić to wspaniałe stworzenie i winni jesteśmy mu opiekę, to my musimy myśleć za naszego milusińskiego, on nie potrafi świadomie podejmować decyzji, kieruje nim właśnie instynkt! Nigdy nie dojrzeje na tyle jak dziecko aby móc ponosić konsekwencje swoich działań. Ten pobity przez sąsiada kot nie pomyśli sobie, że i tak było warto, będzie odczuwał to co jest tu i teraz, czyli ból.
Zabolało mnie stwierdzenie przez niektórych stosowane, że kot który nie może wychodzić na zewnątrz bez nadzoru nie może być szczęśliwy. Mam porównanie widząc koty moich rodziców, a Haru. Mówiąc szczerze właśnie te wychodzące koty zwykle najchętniej pchają się do domu, chyba, że na zewnątrz jest naprawdę ciepło. Nie oszukujmy się, mieszkamy w takim klimacie, że przez większą część czasu mamy chłód, albo od niedawna upały! Mój rudzielec jest bardzo kontaktowy, dużo mruczy, rozmawia, bierze udział w moim życiu i innych domowników. Pozwala sobie na wiele zabiegów, dzięki temu łatwo mu pomóc, ma owszem swoje dziwactwa, ale dzięki temu mogłam poznać jego prawdziwą i pełną osobowość. To wspaniała i wyjątkowa wieź, nawet kiedy wychodzimy na spacer to kiedy oddalam się z jego pola widzenia to za mną idzie, a kiedy schowam się w trawie to miauczy i pędzi w moim kierunku. Muszę zaznaczyć, że na spacery wychodzi od samego początku. Zwykle idzie na tak długo jak ma ochotę i tam gdzie chce. Jeżeli chce wyjść na drzewo to nie ma problemu, chce poleżeć w trawie, nie mam nic przeciwko. Łapie motyle, poluje na jaszczurki, wspina się, biega za patykiem (taką formę zabawy lubi najbardziej) i usatysfakcjonowany wraca do domu. Oczywiście u siebie ma jeszcze do dyspozycji balkon z którego również chętnie korzysta. Zimą prawie w ogóle nie ma ochoty na wyjścia i ja nie zamierzam go zmuszać, gdyby chciał to chętnie bym go zabierała. I z całą pewnością mogę powiedzieć, że zadowolenie po prostu widać na jego pyszczku. 

Nie jestem też znowu 100% przeciwniczką wypuszczania kotów, natomiast szkoda mi tych, które mieszkają w domu i nie mają możliwości wyjścia na spacer nawet w szelkach. Gdybym mieszkała na małej i bezludnej wyspie to możliwe, że mój kot by wychodził, ale ja gdy porównuję plusy i minusy to uważam, że minusy wypuszczania przeważają. Zewnętrzne bodźce są dla kota czymś wspaniałym, móc w pełni wykorzystać swój instynkt, poszerzyć własne terytorium, wygrzać się w słońcu, same plusy! Zastanawiam się tylko dlaczego ktoś kto mieszka poza miastem nie może po prostu wybudować dużej woliery. Ja wiem, że to są koszta i niekoniecznie estetyczny wygląd, ale potem u weterynarza ratowanie naszego pupila również może pochłonąć dużo pieniędzy.
Zdaję sobie sprawę jak ważne jest dla nas i dla zwierząt poszerzanie własnych horyzontów, siedząc tylko w jednym miejscu można popaść w depresję. Sęk w tym, że trzeba być świadomym podejmowania własnych decyzji. Kiedy ktoś twierdzi, że właśnie koty są dzikie i muszą chodzić swoimi ścieżkami to zawsze zastanawiam się czy ta osoba też praktykuje inne związane z dzikością kota potrzeby. Jak chociażby dieta, czy może jednak sypie granulat do miski? Dla mnie to swego rodzaju hipokryzja i zwyczajne lenistwo. Jeżeli jednak wiemy czym grozi danie tak dużej wolności swojemu kotu, potrafimy trzymać się swojego stanowiska nie obrażając i nie rzucają się jak dziecko to jestem w stanie to zrozumieć. Ja nie narzucam nikomu moich metod wychowawczych, żywieniowych, itp. Jednak chętnie podzielę się swoją wiedzą i zwrócę uwagę jeżeli ktoś popełnia błędy, może wziąć pod uwagę fakt moje słowa, ale wcale nie musi. Trzeba również mieć na uwadze faunę, a przede wszystkim ptactwo, które często dokarmiamy w zimie. Kotów jest więcej niż natura rzeczywiście mogłaby to zaplanować, gdyby wszystkie zostały wypuszczone to nie trudno sobie wyobrazić jak mogłoby się to skończyć. Australia wpadła na taki genialny plan i sprowadziła kota domowego, później zaczęto je mordować, bo wybijały australijską zwierzynę.

Zupełnie inaczej jednak podchodziłabym do hodowli, tutaj moim zdaniem nie ma miejsca na takie działania jak "róbta co chceta". Albo woliera bądź spacery, albo nic! Koty wychodzące mają możliwość zarażenia się takimi chorobami jak FIV czy FelV, pasożytami, a nawet ciążą z niekoniecznie znanym kocurem. Nie wyobrażam sobie czegoś takiego! Myślę, że nikt nie chciałby z takiego miejsca kupić kociaka, bo wtedy czym jest ten rodowód? Nie daje nam on żadnej gwarancji, bo może jednak nasz kociak jest od kocura sąsiadów? Tak samo jest już po zakupie, jeżeli hodowca zaznacza w umowie i podkreśla, że nie życzy sobie takiego puszczania to powinniśmy to respektować. Jeżeli nam to nie odpowiada możemy zaadoptować kota, ale i tutaj niektóre schroniska czy DT również mogą zakazać wypuszczania. Świadomość wśród właścicieli kotów wciąż rośnie, ale daleko nam do psiarzy. Dalej traktuje się kota jako zwierzaka dla leniwych, którym się nic chce wychodzić na spacer, nie ma potrzeby nic z nim robić. Pytanie tylko po co w ogóle decydujemy się wtedy na zwierzę? Mało wymagający może być chomik czy gekon jeśli chodzi o uwagę opiekuna. 

Na podsumowanie chciałam powiedzieć, że od momentu gdy zapragnęliśmy posiadać własne zwierzęta i odebraliśmy im wolność, przestrzeń i zasoby to choćbyśmy co nie robili to nigdy nie będzie idealnie. Nigdy nie zrozumiemy w 100% co one myślą, czują i co chcą powiedzieć. Każdy jednak obiera drogę, która w jakiś sposób ma zapewnić komfort swojemu kotu. Przynajmniej mam tutaj na myśli świadomych właścicieli. Bądźmy więc tolerancyjni i dyskutujmy w sposób kulturalny!