tekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywny

niedziela, 25 marca 2018

Szkolenie kota

Szkolenie kota? A co to za żart? Otóż wcale nie mam zamiaru sobie żartować z kogokolwiek, wręcz przeciwnie. Wiele osób uważa, że kota nie da się niczego nauczyć albo się da, ale jest to męczenie tego zwierzęcia, bo to nie leży w jego naturze. Słyszałam też, że jest to haniebne zachowanie dla kociego rodu albo głodzenie biednego kota, żeby coś robił. Nie jestem jakąś zapaloną miłośniczką sztuczek, bo gdybym była to pewnie bym sobie kupiła psa i to owczarka. Jednak czasami coś tam poklikam mojemu Haru. Używam klikera, to takie sprytne urządzonko, które ma za pomocą dźwięku dać potwierdzenie kotu, że wykonał poprawnie komendę. Używamy go tylko na etapie nauki, oczywiście po kliknięciu pojawia się nagroda. Jednak ta nagroda nie musi być w ułamku sekundy podana, sam klik oznacza, że zadanie zostało poprawnie wykonane. Co można kota nauczyć? Co tylko się chce i jest realne, ja mam tego pecha, że mój Haru na niewielu przysmakach jest chętny do współpracy. Jak już jest chętny to też nie wszystko będzie chciał robić, ale może jakbym się za to zabrała od kociaka to sprawa wyglądałaby nieco inaczej... Na youtubie znajdziecie masę filmików z kotami, które wykonują różne sztuczki, a jak nie to możecie zwyczajnie w świecie podpatrzeć u psiarzy. Nie wiem czy istnieje jakaś literatura na ten temat u kotów gdzie uczą czegoś innego  niż zwykłe siad. Wydaję mi się, że jednak większość można przenieść z psów na koty.


Jak już mówiłam, mój rudzielec nie współpracuje na każdy przysmak. Najchętniej pracuje na czymś wilgotnym i bardzo aromatycznym. Najczęściej jest to tuńczyk, bo uwielbia ryby, jednak z uwagi na ilość fosforu w rybach i jego choroby nerek nie możemy się wspomagać tym smakołykiem zbyt często. Znalazłam alternatywę w postaci kiełbasek Meatlove, o których już kiedyś tutaj pisałam. Można je wygodnie podzielić nożem albo w rękach. Skład mają bardzo fajny - 100% koń: 70% chude mięso, 20% serce, 9,5% tłuszcz, 0,5% sól morska. Dla mnie idealna przekąska, do tego można taką kiełbaskę sobie podzielić, pokroić i zamrozić. Są też oczywiście inne smaki, także do wyboru do koloru.


Jak szkolimy kota? Hm, nie ma chyba uniwersalnej metody. Pewne jest to, że wymaga to od nas sporo cierpliwości i pomysłowości. Nauczenie kota siad czy podaj łapę to żadna filozofia, schody zaczynają się wtedy kiedy chcemy czegoś więcej. Kot uczy się łatwo i szybko, o ile potrafimy mu dobrze pokazać o co nam chodzi, i o ile przysmak jest tego wart. Może od razu usłyszę, że co to za szkolenie z przysmakami, koty nie są bezinteresowne! No proszę państwa, kot nie jest zwierzęciem wyhodowanym przez człowieka w celu jakiejś konkretnej pracy z człowiekiem. Nie będzie niczego robił dla naszej satysfakcji, bo niby czemu? My też nie pracujemy charytatywnie i żeby nasz pracodawca się cieszył, chcemy konkretnej wypłaty. Nie męczymy też kota godzinami nauką jednej komendy, poświęcamy tyle czasu dziennie ile sam pupil tak naprawdę chce. Mój Haru jak już uznaje, że zaczyna się robić nudno, po prostu odchodzi. Nie zmuszam go wtedy do dalszej współpracy, bo wiem, że oboje będziemy się tylko irytować. Niektóre koty potrafią się skupiać i z 20 minut, inne po 5 minutach będą mieć już dość. Co ważne, nie pokazujemy kotu przysmaku w celu przekupstwa, uczymy go tego, że nagroda może pojawić się później. Ja tylko przed nauką pokazuję co mam, bo w zależności od tego co to jest rośnie bądź maleje motywacja. Co ciekawe bywają dni kiedy rudzielec sam zaprasza mnie do nauki, męczy mnie tak długo aż się nie zorientuję o co mu chodzi. Jak tylko wyciągam kliker, od razu za mną biegnie i mruczy w trakcie nauki. Czasami się frustruje, ale zwykle dlatego, że i ja nie zawsze mam pomysł jak mu przekazać o co mi chodzi. 

Czy jest jakiś konkretny wiek, w którym powinno się zacząć albo już nie ma sensu? Nie, nie ma takiego wieku. Wiadomo, im wcześniej zapoznamy naszego kota z taką formą spędzania czasu, tym bardziej skomplikowane sztuczki możemy go nauczyć. Jednak nawet najstarszego kota można czegoś nauczyć. Po prostu warto nagradzać zwierzaki za dobre zachowanie przede wszystkim. Nagroda czasami pozwala naszemu kotu przeczekać najgorsze i zgodzić się na najbardziej uciążliwe zabiegi. Mój Haru nie lubi mycia zębów, jak go wołam to idzie jak na skazanie, jednak idzie, czemu? Bo wie, że dostanie solidną nagrodę po. Więc ten system przydaje się nie tylko do nauki sztuczek, ale także w codziennym życiu. Kiedy kot wie, że wasze wołanie zawsze oznacza coś przyjemnego to będzie chciał przyjść. Jeżeli zwykle wołacie go, bo chcecie mu podać tabletkę, wyczesać go, wykąpać, itp. a nie ma z tego żadnej gratyfikacji to czemu ma przyjść? Wiele osób powie mi, że kot jest głupi, bo nie przyjdzie jak się go woła, mam nadzieję, że teraz bardziej rozumiecie czemu. To nie jest stworzenie, które ma w naturze wpisane współpracę, nie jest pokornym stworzeniem i co najtrudniejsze w jego wychowaniu, nie jest karne. Kot po prostu nie działa na kary, może działać na negatywne wzmocnienie, ale już nie na kary. Możemy kota oduczyć wychodzenia na stół przyklejając na nim dwustronną taśmę, ale już krzykiem czy biciem na pewno nie. 

Jeśli ktoś myśli głównie o takiej współpracy z kotem, to na pewno są rasy bardziej predysponowane do takiej zabawy. Na pewno koty bengalskie bardzo się sprawdzą, są najbardziej myślącymi kotami wśród wszystkich ras. Myślę, że na pewno jeszcze abisyńczyki, somalijczyki, koraty czy wszelkie koty syjamskie i orientalne się sprawdzą. Są też takie rasy, które bym nie posądzała o wielką chęć, ale nie chcąc wyjść na kociego rasistę to raczej ich nie podam. Na pewno przed wyborem niezależnie od rasy warto poznać konkretnego malucha i zapytać hodowcy jak tam z jego kminieniem. 

Na zakończenie filmik, który się nagrał tak, że szkoda gadać, nie wiem czemu aparat miał taki problem z łapaniem ostrości... Pomagały mi przysmaki firmy Meatlove.


czwartek, 8 marca 2018

Samo Mięso - dosmaczacz


26 lutego sklep Samo Mięso ogłosił, że ma w ofercie coś nowego. Pomyślałam, że może to coś innego niż twarde przysmaki, jak się miło okazało wpadli na pomysł, aby stworzyć tzw. dosmaczacze. Czyli krótko mówiąc zmielili przysmaki ze swojej oferty, którymi można posypać teraz wybrany posiłek naszego zwierzaka w celu zachęcenia go do zjedzenia. Akurat mój Haru miewa ostatnie te swoje gorsze dni i nie jest zbyt chętny do jedzenia. Uznałam, że spróbuję, tym bardziej, że jedna z saszetek miała być w gratisie! Wzięłam schab wieprzowy, ligawę wołową, a filet z indyka dostałam w gratisie, do wyboru jest też wątroba wieprzowa. Ucieszyłam się, że w ofercie nie ma nic z kurczaka, bo gdybym to dostała jako dodatek to nie mogłabym tego użyć. I tak niedawno przyszły mi paczuszki, które postanowiłam przetestować. Jestem zwolenniczką małych firm, które chcą zrobić coś porządnie, dlatego tym bardziej projekt Samo Mięso przykuł mą uwagę, jednak do tej pory nie mogłam nic wypróbować, bo mój kot nie jest w stanie jeść tak twardych przysmaków. Może kiedyś zdecydują się wprowadzić półwilgotne smakołyki do swojej oferty. 


Otworzyłam na pierwszy rzut ligawę wołową, powąchałam i poczułam bardzo aromatyczny zapach mięsa wołowego, Haru zgodny ze mną od razu zainteresował się saszetką. Okazuje się, że proszek nie jest do końca zmielony, można wyczuć pod palcami twardsze drobinki, ale myślę, że nie jest to jakąś wielką przeszkodą. Mój rudzielec ich nie zauważył, po prostu połknął, nie ma nic do gryzienia, bo kawałeczki są naprawdę malutkie. Na trzecim zdjęciu można zobaczyć moją mieszankę (karmię modelem Franken Prey, stąd nie ma wyglądu typowego dla barfnych mieszanek kocich) i łapsko mego kota, które już sięgało po swój kąsek. Ja jakoś dużo nie nasypałam, raczej tak dla samego aromatu, ale dla twardszych zawodników pewnie można zrobić z tego dosmaczacza panierkę i całkiem zakamuflować posiłek. Oczywiście osoby, które będą stosowały to w dużych ilościach będą musiały wziąć pod uwagę, że jest to wysokobiałkowy dodatek do diety z niewielką ilością tłuszczu. Wydaje mi się, że jednak nie ma co przesadzać i tak panikować. Opakowania wydają mi się być  nieco za małe, jedną saszetkę przy dosmaczaniu przez tydzień jestem w stanie zużyć.  Nie znalazłam ile gram zawiera jedno opakowanie. Jedynym takim większym minusem wydała mi się data ważności, nie spodziewałam się, że to będą tylko dwa miesiące. Warto, więc to mieć na uwadze przy zamawianiu, ja mam aż trzy opakowania i nie wiem czy uda mi się wszystko zużyć na czas. Producent jednak zapewniał mnie, że to chwilowa sprawa, wkrótce uda się wydłużyć datę ważności nowym przysmakom. Dodatkowo powiem, że opakowanie jest bardzo estetyczne, funkcjonalne i wygodne. Opakowania z suwakiem zdecydowanie się sprawdzają i zajmują mniej miejsca.


Dosmaczaczy jest całkiem sporo, dużo osób próbuje posypywać drożdżami, spiruliną, sosikami Miamor czy jakimiś z Rossmana, a niektórzy sosami z puszek. Wszystko jest fajne, ale na chwilę, jeżeli przyzwyczaimy naszego ulubieńca do ciągłego przyprawiania jego dań to w końcu zacznie protestować, będzie czekał na kolejną nowość i bez niej nie będzie jadł. Po jakimś czasie każdy tego typu zabieg będzie tracił swoją atrakcyjność, a koty będą czekały na naszą twórczość. Mnie zdarza się poprawiać smak mięsa, ale jeżeli widzę, że kot zaczyna już wymyślać to nic nie dodaję i po prostu go ignoruję. Czym innym jest niechęć do jedzenia związana z chorobą, gorszym samopoczuciem, a zupełnie co innego gdy jest to po prostu wybrzydzenie. Nie bójmy się czasami przegłodzić naszego wymagającego smakosza, parę dni kiedy zje niewiele nie spowoduje nagłej śmierci. Czasami słusznie się mówi, że głód to najlepsza przyprawa. Trzeba mieć jednak na uwadze, że kot nie może nie jeść dłużej jak trzy dni, i myślę tutaj o nie jedzeniu czegokolwiek. Jak przez trzy dni coś tam skubnie to nic się nie dzieje, nie ma co panikować. Mój jak już przesadza to jest po prostu karmiony ręcznie, wkładam mięcho do kufy i zjada. Podsumowując, polecam dosmaczacz Samo Mięso, już wiem, że na pierwszym miejscu jest nowość dosmaczacz dorszowy, a potem schab wieprzowy, a indyk i wołowina porównywalnie.

czwartek, 1 marca 2018

Leczymy choroby stomatologiczne!

Chociaż wielu hodowców MCO się ze mną nie zgadza to ja wraz z właścicielami kastratów w tym temacie jesteśmy jednomyślni - te koty mają problemy z dziąsłami. Mój Haru jako młody kociak przy zmianie zębów zaczął mieć problemy z dziąsłami, wtedy to było tzw. "młodzieńcze zapalenie dziąseł", tylko jakoś po okresie wymiany zębów i długo po nic nie ustawało. Jako dorosły kot zawsze miał napuchnięte, czerwone i do tego krwawiące dziąsła. Niestety, mój rudzielec miał jeszcze jeden problem, kamień nazębny, który zaczął pojawiać się już w bardzo młodym wieku. Chciałabym Wam pokazać jak wywalczyłam dziąsła na tym zdjęciu poniżej, i jak walczę z kamieniem po dzień dzisiejszy. 


Nie mogłam czyścić Haru kamienia nazębnego tak jakbym chciała, bo każde gmeranie w jego kufie kończyło się obfitym krwawieniem z dziąseł, a co za tym idzie potem jego bólem przy jedzeniu. Zacznę może od tego jak wyleczyłam dziąsła, będę tutaj nudna, ale znowu dieta. Dziąsła rudzielca całkiem były wyleczone dopiero po dwóch latach bycia na BARF'ie. Przede wszystkim dieta bogata w kwasy omega 3, które działają przeciwzapalnie, podobnie jak duża ilość witaminy E, ale przede wszystkim to brak węglowodanów. Kot nie ma amylazy w ślinie i nie trawi węglowodanów, zostają one przyklejone do zębów i tworzą kamień, a sam kamień też może tworzyć stan zapalny. Potrzebował naprawdę dużo czasu na tej diecie, żeby dziąsła przestały puchnąć i krwawić. Dodam, że początkowo próbowałam go leczyć i sterydami, antybiotykami, homeopatią, ziołami, płynami, pastami i innymi cudami na kiju, żadnego efektu! Jedynie polecę przemywanie kufy naparem z szałwii, ale jedynie jako dodatek. W końcu jak już miałam ustabilizowaną sytuację z nerkami u Haru i z sercem postanowiłam w zeszłym roku poddać go narkozie wziewnej i usunąć w klinice kamień nazębny. Zabieg odbył się u Dr Hau, faktycznie, nie mogę narzekać, bo po zabiegu parametry nerkowe się nie zmieniły, wciąż wszystko jest w porządku, podobnie jak z sercem. Jednak nie został ten kamień tak fachowo usunięty jak się spodziewałam. W Krakowie nie ma dużego wyboru jeżeli chodzi o narkozę wziewną i czyszczenie zębów, także mam mieszane uczucia. Cena to 400zł, czy to dużo? Jak za tak prosty zabieg uważam, że tak, jednak za jakość narkozy trzeba płacić. 


Najważniejsza jest jednak profilaktyka! Teraz jak już zęby zostały wyczyszczone musiałam zadbać, aby sytuacja się nie powtórzyła i kamień się nie pojawił. Jedną z lepszych metod okazała się pasta z glinki kaolin

Przepis:
4g kaolinu +12 kropel soku z cytryny+10 kropel oleju roślinnego- wymieszać do uzyskania jednolitej konsystencji. Czyścić zęby gazikiem owiniętym na palcu.

Ja używam do czyszczenia szczoteczki dla dzieci, które zaczynają ząbkować. Jest mała i dość mięciutka, więc bez problemu mieści się w kufie i nie harata dziąseł. Olej roślinny, który używam aktualnie to olej z konopi, ale można też oliwę z oliwek, w końcu kot nie ma tego jeść. Ja raz w tygodniu przygotowuję taką pastę i czyszczę dość dokładnie ząbki. Ważne, aby po takim zabiegu dość obficie nagrodzić kota, bo to żadna przyjemność, nawet dla wychowanego pupila. 


Tutaj są moi wspomagacze do czyszczenia codziennego, niestety, ale przypadek mojego Haru jest na tyle ciężki, że tylko regularne mycie zębów wchodzi w grę. Do tej pomocy mam:

MAXI/GUARD OraZn- jest preparatem zalecanym do codziennej higieny jamy ustnej, charakteryzujący się wysoką akceptowalnością zarówno u psów jak i kotów. Dzięki unikalnej recepturze, opartej na wprowadzeniu bezsmakowego, zneutralizowanego cynku o pH 7 spełnia wymagania nawet najbardziej wybrednych zwierząt, takich jak koty i psy małych ras.

- neutralizuje przykry zapach z jamy ustnej
- ogranicza tworzenie się płytki nazębnej
- ogranicza ryzyko wystąpienia stanów zapalnych dziąseł. 

Używam go przeważnie dwa razy w tygodniu, czy daje efekty? Trudno mi powiedzieć, czy to właśnie on tak pomaga, czy raczej wszystko naraz, ale dużo osób chwali, a ja uznałam, że warto go mieć.

MAXI/GUARD Oral Celansing Wipes- łatwe w użyciu i przyjazne dla zwierząt ściereczki zawierające zneutralizowany cynk o pH 7.Specjalna faktura produktu zapewnia łagodne mechaniczne czyszczenie płytki nazębnej i bakterii powodujących nieprzyjemny zapach z pyska bez ryzyka uszkodzenia tkanki dziąseł. Zastosowany bezsmakowy środek odświeża oddech i bezpiecznie czyści jamę ustną zarówno psów jak i kotów.

Stosuję je codziennie, tuż przed snem czyszczę Haru nimi zęby dość dokładnie, nie tylko przecieram, ale staram się wręcz wcierać je w zęby. Zauważyłam efekty, teraz mogę nieco rzadziej stosować pastę z glinki kaolin, przykładowo raz w miesiącu. Przypuszczam, że to dobre rozwiązanie dla kotów, które nie są zbyt obsługiwalne, raczej każdemu uda się chociaż na chwilę włożyć te chusteczkę do kufy i coś przejechać po zębach. Nie wydaje mi się, aby miały one jakiś nieprzyjemny dla zwierzaka smak. Zdecydowanie ten produkt lubię najbardziej! 

Przez resztę cotygodniowego czyszczenia zębów szczoteczką zaczęłam używać STOMA-żel, to pasta do mycia zębów stworzona dla psów i kotów. Pachnie miętą, nie ma mięsnego smaku i jest fajna do takiego systematycznego mycia. Na pewno odświeża oddech, ale bez szczoteczki sama w sobie nie sądzę, aby dała radę z kamieniem czy stanem zapalnym. To stricte pod profilaktykę i tyle...