tekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywny

wtorek, 18 lipca 2017

Zdrowie, ile cię trzeba cenić

...ten tylko się dowie, kto cię stracił. Moje życie obraca się w dużej mierze wokół zdrowia mojego Haru, minęło pół roku od ostatnich badań i znowu mamy powtórkę! Mogę się pochwalić, że początkiem lipca wykonaliśmy u dr Niziołka kontrolne echo serca. Dowiedziałam się, że chociaż komora się powiększyła to mamy polepszenie! Polega ono na tym, że światło w sercu również się powiększyło, a co za tym idzie krew jest lepiej pompowana. Oczywiście, usłyszałam, że to przypadek i zbieg okoliczności i nie mam się w ogóle z czego cieszyć! Bo za rok może okazać się, że jest dużo gorzej, w końcu HCM to nieprzewidywalna choroba! Jednak mimo całego tego ostrzeżenia następne echo serca zamiast za pół roku będziemy wykonywać za rok! 

Oczywiście, że dieta nie miała tutaj żadnego znaczenia! Po co ja podaję mojemu Haru taurynę czy l-karnitynę? W ogóle nie mają żadnego wpływu na pracę serca! To jakieś żarty przecież, l-karnityna wcale nie jest na pracę mięśni, a tauryna w ogóle nie wpływa na rozwój i pracę serca. Ale co ja się będę kłócić, jestem tylko zwykłym człowiekiem, który co gorsza nie ma żadnego wykształcenia w kierunku weterynarii. Jak zawsze z pokorą przyjęłam wszystkie słowa, ale wyszłam wiedząc, że i tak zrobię to co uważam za słuszne. 

Kiedy już myślę, że wszystko zaczyna się układać, zrobię tylko badania krwi i będzie ok to znowu przeżywam szok! Haru jakieś 3 miesiące temu miał dziwny "atak", spadł z półki na drapaku i zaczął się chwiać. Głowa chodziła mu na bok, wyglądał jakby dostał zawrotów głowy, a do tego tylne łapy chwilowo miały lekki niedowład, próbował uciekać potykając się o własne łapy. W ostatni piątek znowu miał miejsce podobny atak, ale tym razem na balkonie, różnił się też tym, że Haru zaczął miauczeć i wyraźnie bał się całej tej sytuacji. Już za pierwszym razem myślałam o neurologu, ale uznałam, że może uderzył się w głowę i był lekko zdezorientowany (to nie była duża wysokość), jednak przeczucie jak zwykle mnie nie myliło! Skoro historia się powtórzyła oznacza to, że coś faktycznie się dzieje. Pozostaje mi się udać do Wrocławia gdzie znajdę najlepszego specjalistę w zakresie neurologii i mieć nadzieję, że to nie jest poważna sprawa. Kieruję jednak do Was prośbę, jeżeli ktokolwiek spotkał się z nowotworem mózgu, padaczką, zapaleniem błędnika u kota to proszę, piszcie do mnie! Wszystkie możliwe informacje o objawach i diagnostyce na pewno się przydadzą. Do pozostałej reszty, proszę o trzymanie kciuków!  

Kończąc niezbyt optymistycznie przepraszam za rzadkie udzielanie się na blogu, zwyczajnie jestem pochłonięta innymi rzeczami i trudno mi myśleć o kolejnych notkach.