tekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywnytekst alternatywny

środa, 17 sierpnia 2016

Pisiont Twarzy Kumulca

Dnia 21 lipca pożegnałam swoją pierwszą fretkę... Zginęła w wyniku tragicznego wydarzenia, a właściwie przez fakt, że zabrakło mi wyobraźni, nie dopilnowałam pewnych rzeczy. Mieszkał u mnie nieco ponad rok, ale wniósł do mojego życia naprawdę dużo!

Kuma (Axel Argentovivo*PL) domowo zwany też Marudą, Kumulcem, Biskupem, Śpiebylegdzie, Pan Sadelko, Gad, Pasożyt, Pulpet, Srulec, Wredny Szczur, Debeściak, Zombie, Meksykańska Gosposia, Śmierdziel, Luzujem Siem, Husky, Jaszczurka, Przykurcz, Pudzian, Edward, Budda, Mistrz Joda, Wróżka, Prima Baleron, Model, Wonsz, Hamulec... A jego życiowe motto - miej wy*ebane, a będzie ci dane. Generalnie głównie będę go pamiętać takiego:


To jak się on u mnie znalazł i dlaczego zdecydowałam się na fretkę można przeczytać tutaj. Właściwie sądziłam, że Kuma będzie moją pierwszą i ostatnią fretką. Nie spodziewałam się jednak, że już po roku będę musiała go pożegnać. Trzeba przyznać, że jego obecność bardzo zmieniła całe moje życie. Przede wszystkim zaczęłam regularnie chodzić na spacery, praktycznie codziennie mogliśmy pokonać trasę nawet 11 km! Wydawałoby się, że po takim spacerku Kumulec padnie, ale on jeszcze miał w sobie na tyle energii, aby ocierać się o moje spodnie, albo o swojego przyjaciela Drakulca. To dzięki niemu tak naprawdę zobaczyłam co to znaczy socjalizacja zwierzaka, mogłam go zabrać wszędzie, a na nim nie robiło to żadnego wrażenia. Niezależnie od sytuacji zawsze niuchał czy nie mam przypadkiem gdzieś żarła. Wspominałam też kiedyś, że przez niego poznałam najprawdziwszego ludzkiego przyjaciela, bo gdybym jednak nie zdecydowała się na fretkę to ta znajomość nie miałaby możliwości się rozwinąć. Zmieniłam więc bardzo tryb mojego życia... Jego pojawienie się było dla mnie wręcz rodzajem terapii i przyniosło mi wiele radości, a także wiele mi uświadomiło. 

Jeżeli chodzi o samego Kumę to nie należał on do bystrzaków, w przeciwieństwie do swojego kumpla zdecydowanie wolniej pojmował pewne rzeczy, ale za to był niezwykle zaradny! Potrafił sam się odplątać ze smyczy, uwić sobie gniazdko, aby móc wygodnie zasnąć, a jakim wytrawnym budowniczym był! Mimo iż był znacznie grubszy od Draka to jednak miał zdecydowanie więcej energii, wystarczyło go wypuścić z klatki, a już miał swoje ataki padaki. Zawsze niewzruszony i zdeterminowany, aby osiągnąć swój cel, ale przede wszystkim pokazywał, że najważniejsze to się nie przejmować i cieszyć się tym co jest. Może na swój sposób brzmi to śmiesznie, bo był tylko fretką, ale nie znam nikogo kto potrafił tak chwytać dzień jak on.


Zawsze bawiło mnie to gdy wsiadałam do auta, a on na moich kolanach próbował wyglądać zza szyby i wydawałoby się, że myśli "Co mnie dzisiaj czeka? Jaka nowa przygoda?". Wiele razy naprawdę konkretnie mnie zdenerwował, bo albo nie potrafił ominąć słupa podczas spaceru, albo znowu kopał w moich spodniach czy też legowisku, albo uznał, że on sobie uruchomi wsteczny, bo jednak nie odpowiada mu pójście do przodu. Ile razy zakosił skarpetki mojego ojca, a potem uznał, że najwyższa pora na ugryzienie go w stopę. Generalnie Kumulec nienawidził mężczyzn, dosłownie wszystkich gryzł! Nie mam pojęcia ile w tym wszystkim było męskiej histerii, a na ile on faktycznie gryzł mocno, ale zgadzał się na dotykanie tylko i wyłącznie przez płeć przeciwną.

Często śmiałyśmy się, że Kumulec wygląda jakby chciał powiedzieć:


Był swego rodzaju buntownikiem! Kiedy wiedział, że coś przeskrobał, ale nie chciał się do tego przyznać potrafił poczekać parę minut i na mnie syknąć! Myślał, że jak odczeka to ja na pewno się nie połapię, a on postawi na swoim. Przeszedł w swoim życiu więcej kilometrów niż niejeden pies w jego wieku, zobaczył naprawdę dużo, jeździł regularnie autem, a nawet pływał! Miał w zasadzie dwa domy, swoją willę Kumulca i M1 Drakulca. Co ciekawe, znał powrotne drogi do jednego i drugiego domku. Często też miewali "kłótnie małżeńskie", wtedy to spali oddzielnie, bo normalnie zawsze Kuma praktykował wcieranie się w swego wybranka!

Bawiło mnie to, że chociaż Drac był mu najbliższy to potrafił zabrać mu jedzenie i "zaklepać" je sobie w kuwecie, bo wiedział, że jego przyjaciel nie je z kuwety. Nie wspominając o walce, podczas której Kuma wypijał pierwszy wodę w poidle z myślą "wypiję, abyś uschnął gadzie", poza tym świetnie się dogadywali. Muszę przecież jeszcze wspomnieć, że stali się słynnymi nowotarskimi szczurami! Ludzie już ich rozpoznawali, a nawet opowiadali między sobą o tym jakie to dwa szczury po Nowym Targu chodzą. Poza szczurami często byli też nazywani frytkami, pieskami, myszami, surykatkami, wydrami a czasami nawet królikami...  Często byli główną atrakcją różnych festynów, koncertów czy w ogóle masowych spotkań. Siedzieli wtedy w naszych kapturach, Drakulec najczęściej szedł smacznie spać, a Kuma z ciekawością wyglądał i obserwował ludzi i ewentualne żarełko.


Myślę, że cokolwiek bym nie napisała to Kumulca trzeba było poznać na żywo, aby zrozumieć to wszystko co chciałam tu przekazać. W dużej mierze był moim przeciwieństwem i to dzięki temu mogłam zrozumieć pewne rzeczy. Wiele razy przez ten rok byłam rozczarowana legendarną inteligencją fretek, ale chyba właśnie dlatego życie z nim było bardzo kolorowe. Musiałam nauczyć się innych metod dotarcia do niego, ale generalnie jestem mu bardzo wdzięczna! Jest mi szalenie przykro, że nasza przygoda skończyła się raptem po roku i dwóch dniach. Myślę jednak, że to nie jest mój koniec jeśli chodzi o koegzystowanie z fretkami. Przepraszam Cię Kuma, że tak zawiodłam jako właściciel, a jednocześnie dziękuję za wszystko co mi dałeś!